niedziela, 29 sierpnia 2010

4. Co zabrać?

Dobry humor :)

Ważny paszport - co najmniej pół roku ważności, koleżance, która mieszka we Francji przypomniał się ten fakt na początku lipca i zmuszona była odbyć dodatkową podróż do Polski celem wyrobienia dokumentu, trochę było zamieszania i nerwów, ale się udało.

Przewodnik - ja dysponowałam zakupionym w antykwariacie wydawnictwem Bezdroży po Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie. Wydanie sprzed konfliktu w 2008 - sporo nieaktualnych informacji, ale na rynku w momencie, w którym wyruszałam, nie było nic nowszego. Opisy miejsc do zwiedzania nieco ciężkawe w czytaniu - mieszanka informacji z historii sztuki i historii konfliktów i najazdów (za każdym razem, kiedy coś czytałam, żartowaliśmy sobie "i wszyscy umarli"). Najbardziej przydał mi się plan metra w Tbilisi. Współtowarzysze mieli francuski przewodnik (wyd. bodajże le Petit Futé), który jak to francuski przewodnik był skoncentrowany na powiązaniach francusko-gruzińskich i jako taki ubarwił naszą podróż (więcej w punkcie: Co zobaczyliśmy?).

Bagaż - w moim przypadku w pięćdziesięciolitrowy plecak spakowałam śpiwór, nieco ciuchów i kosmetyków (ale bez przesady, robiłam przepierki i się nie malowałam). W drodze powrotnej do plecaka spokojnie wepchnęłam kilka butelek wina i czaczę.

Przydaje się - bawełniana odzież na upały, dobre buty do chodzenia, dobre skarpetki, sandałki. Kurtka przeciwdeszczowa się nie przydała, ale tylko dlatego, że wyjątkowo suche lato w tym roku. Przydaje się coś na głowę od słońca, krem z mocnym filtrem i okulary przeciwsłoneczne. Jeżeli zamierzacie zwiedzać cerkwie to należy pamiętać o kilku zasadach, ja po prostu ubierałam spódniczkę i zarzucałam chustę na głowę i ramiona. Dla zapominalskich, zazwyczaj przy wejściu można dostać chusty czy fartuchy, mężczyźni w spodenkach mają gorzej. Zasady wchodzenia do cerkwi poniżej:



Apteczka - w moim przewodniku pisano, że jest kłopot z aptekami w mniejszych miejscowościach, w tej chwili w Gruzji jest ich dużo, i to nie tylko w Tbilisi, to chyba dobry interes. Nie korzystałam z aptek na miejscu. Wzięłam ze sobą środki przeciwbiegunkowe (i nie skorzystałam, tylko raz trochę bolał mnie brzuch - skutek picia wody z górskiej rzeki w Lagodechi, ale było to lepsze rozwiązanie niż odwodnienie), środki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, środki odkażające i opatrunkowe (wróciły do Polski w całości),  fenistil (przydał się na lekkie oparzenie słoneczne po plaży w Sarpi), i maść na nadwerężenia mięśni i stawów (to akurat moje specyficzne dolegliwości, następnym razem zabiorę kijki trekkingowe, żeby się odciążyć, w tym roku nie starczyło mi funduszy na ich zakup przed wyjazdem).

Dodatkowo przydają się krople żołądkowe jako remedium na przejedzenie pysznym gruzińskim jedzeniem (więcej w punkcie: Jedzenie) oraz środki na chorobę lokomocyjną jeżeli zamierzacie podróżować marszrutkami (więcej w punkcie: Czym się przemieszczać?).

Jeżeli chodzi o środki higieniczne, dobrze sprawdza się podręczny żel antybakteryjny do rąk, chusteczki odświeżające. Z toaletami różnie bywa, nie ma toalety na pięknym i nowoczesnym dworcu w Batumi, w drodze warto poprosić taksówkarza o zatrzymanie się w miejscu, gdzie wc jest (zawsze znają takie miejsca), w sytuacji krytycznej korzystałyśmy w Signagi z toalety w szkole - ponieważ region dotknęła susza, dostałyśmy po butelce z wodą w roli spłuczki.  Różnie bywa z czystością toalet i tu środki antybakteryjne do rąk pomagają, w miejscach publicznych często jest to dziura w ziemi lub toaleta typu narciarz, w restauracjach i domach jest to znany nam model kibelka.

Ubezpieczenie - wykupiłam podróżne ubezpieczenie kosztów leczenia i NNW poprzez swoje konto internetowe, towarzyszący mi znajomi z Francji podobnie choć ich kosztowało drożej, bo u nich Gruzja jest uznawana za kraj podwyższonego ryzyka podróży. Jak już wspominałam, przy zachowaniu pewnych zasad jest bezpiecznie, ale wypadki się mogą przydarzyć. Gruzja państwem w gruzach, nie chodzi wcale o zniszczenia wojenne, ale o remonty. Mnóstwo budynków jest odnawianych, a sporo ulic przypomina Łódź z okresu budowy Łódzkiego Tramwaju Regionalnego (oprowadzając wtedy znajomych żartowałam ‘a za tymi okopami będzie interesująca nas secesyjna kamienica, którą chcę pokazać’). Trzeba uważać, gdzie się stąpa, bo wiele budów jest po prostu niezabezpieczonych, hałdy kostki brukowej zalegają na środku drogi, a niewyremontowane nawierzchnie straszą dziurami.

Tu kilka obrazków:

Mccheta - a za tą górą kostki jest informacja turystyczna :) 







Tbilisi - na końcu tej ulicy, a nią przyszliśmy wymijając dziury i rusztowania nie było szlabanu, był za to pan, który potwierdził, że możemy tędy przejść, bo to jedyna droga.





Nasza ulubiona dziura w Batumi, po zmroku trochę strach.





Dodatkowo sprawę poruszania się komplikują gruzińscy kierowcy, którzy nie zwalniają przed pieszymi. Należy po prostu podpatrzeć miejscowych i złapać ten rytm, wahanie się i zastanawianie nie zdaje egzaminu, wydłuża za to czas przejścia przez jezdnię. W Tbilisi na większych skrzyżowaniach sygnalizatory są wyposażone w licznik czasu do zmiany świateł, co daje pieszemu pewne szanse, ale i tak nie ratuje przed wymuszaniem przejazdu przez skręcających w prawo. W niektórych miejscach z pasów za to chętnie korzystają osły i one zupełnie nie przejmują się kierowcami.



W niektórych rejonach Gruzji (szczególnie Kachetia i Dawid Garedża) należy też uważać na żmije i skorpiony, czyli znowu na to, gdzie się stąpa i gdzie przysiada (do Dawid Garedża lepiej zabrać zakryte buty, również ze względu na wspinaczkę).  Osiągnięciem tu piszącej było przystanięcie stopami obutymi w sandałki do fotografii na korzeniu, w którym miały gniazdo dzikie pszczoły, ale została ostrzeżona po francusku i zeskoczyła zanim się rozeźliły.
  
Pieniądze - nasz dzienny budżet nie przekraczał 25 euro na osobę na dzień (obejmowało to spanie, transport i wyżywienie). Kurs euro to w sierpniu 2010 ok. 2,3 - 2,4 lari. Pieniądze wymienialiśmy w bankach - należy okazać swój paszport, dostaje się potwierdzenie wymiany. Są różne punkty wymiany pieniędzy, polecają je taksówkarze, ale w banku ma się większą pewność, a poza tym paradoksalnie kurs jest korzystniejszy niż w punktach. Najkorzystniejszy jaki się nam trafił, to filia banku na lotnisku w Tbilisi.

Telefon bez blokady - za 2 lari kupiliśmy gruzińską kartę telefoniczną w Tbilisi. Numer posłużył do rozmów z taksówkarzami i właścicielami kwater. Kartę doładowywaliśmy dwukrotnie - raz za 10 lari (w automacie, pomogła nam pani, u której nabyliśmy kartę), raz za 5 lari - tu zabawna sytuacja: w Achalcyche weszliśmy do salonu, pani powiedziała, że to nie jej sieć, wysłała nas na przeciwko, gdzie pan powiedział, że to również konkurencja, chciał nas odesłać do pierwszej pani, ale gdy dowiedział się, że to również nie tam, wyszedł z nami, zamknął salon i zaprowadził nas do takiego okienka:




Nacisnął dzwonek, a pani w środku otworzyła okiennice i radośnie doładowała nam telefon. Gruziński telefon komunikuje ci różne rzeczy po gruzińsku, instrukcje w automatach i na kartach doładowujących również po gruzińsku, należy więc zaufać tubylcom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz